W dniu 4 lutego 2012 odbyła się aukcja hiszpańskich obligacji skarbowych. Rentowność żądana przez inwestorów wzrosła, co oznacza większe odsetki, które będzie płacił hiszpański rząd za pożyczane środki. Najwięcej o jeden procent wzrosła rentowność obligacji do wykupu w 2016 r. Na rynku wtórnym rentowność hiszpańskich obligacji dziesięcioletnich wzrosła do ok. 5,7 % (przy orientacyjnej granicy tarapatów finansowych 7 %). Premier Hiszpanii w reakcji na wyniki aukcji oświadczył, że sytuacja ekonomiczna jest ekstremalnie trudna.
Hiszpania zajmuje poczesne miejsce wśród krajów PIIGS (dodatkowo Portugalia, Włochy, Irlandia, Grecja) w pierwszej kolejności zagrożonych kryzysem zadłużeniowym. Dla jego uśmierzenia Europejski Bank Centralny wspaniałomyślnie pożyczył ponad 1 bln euro dla „biednych” europejskich bankierów na preferencyjnych niedostępnych przeciętnym ludziom warunkach (oprocentowanie 1 %). EBC kierował się nadzieją, że bankierzy zainwestują otrzymane środki w papiery skarbowe, zgarniając dla siebie marżę. Dla papierów hiszpańskich z rynku wtórnego marża sięga ok. 5 %. Ot taka banalna strategia: czy się stoi czy się leży pięć procent się należy. Oczywiście nie nam, bankierom.
Zaledwie miesiąc po ostatnim geście (transza 530 mld euro) okazało się, że zainteresowanie papierami bankrutujących krajów Unii Europejskiej słabnie. Europa stacza się w kolejną recesję (spadek PKB w IV kwartale 2011 r.), która zniweczy wszystkie plany redukcji tempa narastania długu publicznego. W konsekwencji kryzys zadłużeniowy rozszerzy się, uderzy w banki i w Święty Graal euroentuzjastów – wspólną walutę.
Euro Ole!