Od 2011 r. podejmowane są próby założenia kagańca internautom. Zaczęło się od umożliwienia władzom wyłączenia internetu w sytuacji niesprecyzowanych „działań w cyberprzestrzeni”. Potem wybuchła ACTA. Przypadek, czy konsekwentne działanie?
Wypowiedzi uczestników konferencji „Zmierzch profesjonalnego dziennikarstwa?”, która odbyła się w dniu 8 marca 2012 r. rozwiewają wątpliwości.
Uczestnicy konferencji gardłowali: „dziennikarstwo obywatelskie trudno jest zaś uznać za głos opinii publicznej, bo jest nacechowane emocjami i skrajnymi opiniami.”.
Piotr Pacewicz z "Gazety Wyborczej", żalił się, że na skutek rozwoju nowych technologii doszło do "generalnej zmiany kultury komunikacji". Według niego, „rozwój internetu spowodował powrót do "chaotycznej komunikacji sprzed epoki mass mediów", co z kolei stanowi zagrożenie dla profesjonalnych mediów i profesjonalnego dziennikarstwa.” Dlaczego tak boli? A bo z kasą coraz cieniej. Pacewicz ubolewa, że „w 2004 r. "GW" sprzedawała się średnio w 436 tys. egzemplarzy, w roku ubiegłym - w 306 tys. - Polskie gazety giną i wszystko wskazuje na to, że zginą”.
Winnego kryzysu „profesjonalnych” mediów wskazuje również Bogusław Chrabot z Polsatu: „to internet psuje dzisiejsze media.”.
Wyszło szydło z worka. Presja władz na internet jest podyktowana utratą przez mainstreamowe media rządu dusz. Tradycyjne media tracą efektywność komunikacji społecznej. Tracą kasę. Tracą prestiż. To dla władz śmiertelne niebezpieczeństwo. Konferencja była współorganizowana przez... Krajową Radę Radiofonii i Telewizji.